prezentacja Honoraty

O mniejszych i większych spotkaniach blogerów czytacie pewnie co jakiś czas. Torba gadżeto-prezentów, darmowa wyżerka, albo i nocleg, a później ogólne achy i echy. Myśmy do tej pory też tylko czytali relacje, ale w końcu powiedzieliśmy: wykładać karty! Sprawdzamy, jak to jest naprawdę na tych spędach blogerskich.

Impuls

Moja odpowiedź na zaproszenie była wynikiem impulsu. Coś mnie tak strzeliło: a co tam, trzeba doświadczać nowego, co ryzykujemy? Najwyżej ponudzimy się w sobotę, a w niedzielę dyskretnie czmychniemy gdzieś na dłuuugi spacer.

Im bliżej wyjazdu, tym coraz większa była pokusa pozostania w cieplutkim, sobotnim łóżku, zignorowania walizki wyglądającej z kąta i spacyfikowania dziewczyn, że jednak odpuszczamy sobie.

To był nasz debiut. Nie znaliśmy nikogo w realu, kojarzyliśmy pozytywnie z blogosfery dwie, czy trzy dziewczyny, no ale mimo wszystko mogliśmy trafić na spotkanie bandy bufonów. No mogliśmy! … Ale nie trafiliśmy.

Żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce…

Pogoda miała być marna. I w sobotę była marna. Zimno, mglisto i tyle, tyle, że nie padało.

I do tego jeszcze dwie godziny w plecy. Smętnie pakowaliśmy nasze tobołki do samochodowego kufra. Dwa dni, a co tam dwa!  Jedna doba i troszkę, a rzeczy jak na wakacje. Takie są uroki posiadania trójki dzieci w połączeniu z niepewną pogodą. Jeżeli dorzucimy do tego jeszcze talerz zadań, które musiały zostać zrobione w nocy kosztem snu to … nic dziwnego, że nasz dobry humor został wystawiony na ciężką próbę.

Wyjechaliśmy. Pojechaliśmy. Dojechaliśmy.

Wysypaliśmy się w piątkę z samochodu pod Reymontówką i już na schodach przywitał nas uśmiechem  i uściskiem dłoni nieznany jegomość (mężu Honoraty – tak to o Tobie).

Po śniadaniu właśnie kończyli sprzątać. No cóż, kto późno przychodzi… Dobrze, że mamy kabanosy.

– Proszę się tu wpisać – to głos Pana Karola – i wtedy dostaniecie zestawy startowe.

Nie wiem czy to zasługa tych zestawów, czy mini recepcji, czy uścisku dłoni Pana Karola, ale dziewczyny sprawnie umieściły swoje autografy w księdze gości i ruszyliśmy do naszego lokum. Zakwaterowano nas w apartamencie przytulnym, a jednocześnie przestronnym, nawet dla rodziny wielodzietnej, jak nasza.

mini recepcja

No i nastał w końcu ten nieuchronny moment, kiedy trzeba było przełamać swoje wrodzone zawstydzenie i podążyć w kierunku pozostałych uczestników spotkania. Pierwsza wymiana zdań z Moniką, wyciągnięta ochoczo do powitania dłoń Ani i kilka uśmiechów od osób, których kompletnie nie znałam dały nadzieję na fajnie spędzony czas.

Inspirująco

Wiecie dlaczego dobrze się stało, że pojechaliśmy na Spotkanie na Szczycie? Bo było inspirująco. Było inspirujące miejsce, ludzie, prezentacje, warsztaty, rozmowy i atmosfera. Warto z takich okazji korzystać. Pewnie, że zawsze można trafić na marną organizację, smętnych ludzi lub denny program, ale mimo wszystko warto ryzykować. Człowiekowi z natury się raczej nie chce, niż chce, dlatego dobrze jest tego lenia przełamywać, bo można zyskać jakiś nowy impuls do działania, jakąś świeżą myśl, pomysł.

Warto było pojechać na Spotkanie na Szczycie, żeby spotkać ludzi, którym się chce. Chce się szukać pomysłu na spełnione życie, pomysłu na wychowywanie szczęśliwych dzieci, pomysłu na pracę, która będzie pasją (znacie np. Żanetę i jej Bambooko?). Lubię spotykać takich ludzi i czerpać od nich inspirację. Ich pomysły nie muszą stać się moimi, ale mogą dać mi iskrę do znalezienia własnych.

Warto było pojechać, żeby obserwować, czy moje wyobrażenia o autorze danego bloga mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością. Czy świat kreowany we wpisach blogowych jest tylko wirtualny, czy jednak autentyczny?

Warto było, żeby zobaczyć ludzi, którzy rzucili życie w Katowicach i przenieśli się w góry, żeby prowadzić z pasją pensjonat. Ludzi, którzy odważyli się szukać swojego miejsca w życiu i chyba je znaleźli.

Warto było w końcu, żeby spotkać dzielną kobietę, która przemierzyła setki kilometrów pociągami i busami z małym synkiem, zostawiając drugiego chorego u dziadków, po to aby zorganizować to spotkanie. Moniko jesteś  żywym przykładem tego, że niemożliwe często jest tylko w naszych głowach, że wystarczy zrobić pierwszy krok, a nogi poniosą dalej.

PS Z wyjazdu relacji ciąg dalszy wkrótce

paluszki i autko

przed kolacją

serwetka

kolacja

Pin It on Pinterest

Share This