Tegoroczne wakacje szkolne (oj studenci) prawie można uznać za przeszłość. Szkoła już czeka, a my świętujemy … zakończenie wakacji.
Sobota
Ostatni tydzień tegorocznych wakacji szybko dobiegał końca. Chodziło za mną irytujące wrażenie, że za chwilę, za kilka dni wpadniemy w wielki wir i jedyne co będzie można, to kręcić się razem ze wszystkimi i próbować nie dać się wciągnąć za głęboko w dół. No dobrze, dobrze, ale te wizje to będziemy testować dopiero po niedzieli. Poza tym to są tylko wizje, a my i tak zamierzamy żyć po naszemu (czyli tak jak chcemy :) ).
Tymczasem jest sobota i jesteśmy totalnie niewyspani, ponieważ nasza najmłodsza panna uparła się, aby sprawdzić czy pamiętamy jak to jest wstać kilkanaście razy w ciągu jednej nocy. Testowała nas wyjątkowo wytrwale prawie do świtu. W końcu noc uleciała w siną dal i oboje z Justyną ruszyliśmy do nierównej walki z sennością. Choć było trudno to ostatecznie chyba (ze zdecydowanym naciskiem na: ‘chyba') wygraliśmy i wzięliśmy się za ogarnianie dziewczyn. Jakieś śniadanie, herbata, kawa.
A potem przyszła pora na akcje: sprzątanie. Wszyscy, którzy mają w domu małego alergika uczulonego na efekty działalności roztoczy to wiedzą, że nie wystarczy “lekko ogarnąć”. Sobotni plan ścierania i odkurzania został rozpisany na dobre kilka godzin i ruszyliśmy do boju.
Na nasze zmagania ze sprzątaniem i zmywaniem nałożyła się jeszcze jedna warstwa dźwięku. Odezwały się dzwonki naszych telefonów. Od rana uparcie informowały nas o próbie nawiązania nowego połączenia. Czując przez skórę i podsłuchując nasze telefoniczne konwersacje, nasze dziewczyny szybko domyśliły się w czym rzecz. Dodatkowo one same podkręcały swoją niecierpliwość jednocześnie testując naszą wytrzymałość na wciąż powtarzane te same pytania.
– Pojedziemy czy nie?
– Kiedy pojedziemy?
– Długo jeszcze?
Karolina i Marek
Są ludzie, z którymi mamy wyjątkowe relacje. Nie, nie chodzi o rodzeństwo, czy inne osoby związane z nami bliskimi więzami rodzinnymi. Są ludzie, których możemy nazywać przyjaciółmi. Tacy, na których możemy liczyć w każdej sytuacji. Tacy, do których można pojechać o dowolnej porze dnia czy nocy, a oni bez skrępowania i z uśmiechem zaproszą do środka. Tacy, u których można się poczuć prawie tak jak u siebie sięgając do ich lodówki i grzebiąc w szafkach.
Karolinę i Marka znamy od długich kilkunastu lat. Nie umiem powiedzieć dlaczego, ale połączyła nas jakaś dziwna, mocna więź – przyjacielska więź. Gdybym miał podać do kogo zadzwoniłbym mając do dyspozycji koło ratunkowe: „telefon do przyjaciela”, to pewnie byłby to Marek lub Karolina.
Lubimy się razem spotykać, razem spędzać czas, rozmawiać. Po prostu razem być. Nasze dziewczyny lubią towarzystwo ich dziewczyn i zawsze z niecierpliwością czekają na możliwość spotkania i wspólnych zabaw.
Zakończenie wakacji
Telefon od rana dzwonił kilka razy próbując odkryć tajemnicę naszej wizyty w domu naszych serdecznych znajomych. Nie widzieliśmy się prawie dwa miesiące, a to w naszym przypadku jest wyjątkowo długo. Ustaliliśmy – popołudnie i wieczór spędzimy pod Krakowem, w przytulnym domku z przyjemnie urządzonym podwórkiem. Ustaliliśmy i wróciliśmy do walki z roztoczami.
Po południu po zapakowaniu się do samochodu i po przejechaniu ponad 20 kilometrów zupełnie spontanicznie – jak to często razem z nimi robimy – wyszło, że pobawimy się w grillowanie. Do tego dorzucimy kilka garści grania w podwórkowe gry, a wszystkie małe dziewczyny (nasze i ich – razem 5) jak zawsze samodzielnie przygotują niespodziankę dla dorosłych. Grillowanie skończyło się przepysznie, a niespodzianka zmaterializowała się w karteczkowe podchody ze słodkim skarbem ukrytym w „love is all you need” skrzynce. W ramach zajęć podwórkowych zaliczyliśmy porcję badmintona, spacerowanie po slackline i odbijanie piłki siatkowej (w końcu ruszają mistrzostwa świata).
Takie spontaniczne zakończenia wakacji to ja bardzo lubię i moje wszystkie dziewczyny też.