Jak wychowywać ‘kuchenne' dziecko? Posiadanie córki ma tak wiele pozytywów, że nie sposób ich wszystkich wymienić. Nie sposób. A ja mam córki trzy. Pysznie było i mam nadzieję, że tak będzie częściej. Żałujcie, że Was nie było. Smacznego. Mniam.
Wyobraźcie sobie, że …
Wyobraźcie sobie, że siedzicie w swoim ulubionym fotelu bujaku, na sofie, kanapie, na krześle, a przed Wami na kawowym stoliku czeka gorąca herbata lub kawa, a obok talerzyk z ciastem. Takim pachnącym, jeszcze cieplutkim. Już? Mniam.
A teraz wyobraźcie sobie, że dwie godziny wcześniej przez dobrą godzinę trzeba było stać przy kuchennym blacie. Stać, miksować, dodawać mąkę, wbijać jajka, sparzać i obcierać ze skórki cytrynę, odpalić piekarnik, przygotować foremkę lub foremki. Oj, wiele osób nawet nie musi się specjalnie wysilać, żeby to sobie wyobrazić, prawda? Potem foremka do piekarnika i można odetchnąć i usiąść na 3 minuty, póki …
Tymczasem było tak
– Mamo chcę coś upiec – zakomunikowała najstarsza latorośl.
– W tej chwili nie mam czasu na pieczenie – odpowiedziała zgodnie z prawdą mama.
– Mamo, ale ja sama chcę.
– No, dobrze. A wiesz już co?
Po 10 minutach z małą pomocą wiedziała co. Padło na ciasto cytrynowe. Dziewczę zakasało rękawy, założyło fartuszek kuchenny, wyjęło sprzęt z szuflad i wzięło się do pracy.
No tak, to ja lubię.
Nam pozostało czekać na efektowny efekt końcowy i ewentualne wołanie o pomoc lub udzielenie pierwszej pomocy na wypadek wypadku. Pierwsza pomoc potrzebna nie była, a pomoc zwyczajna przydała się przy sparzaniu cytryn, obsłudze gorącego piekarnika i weryfikacji stopnia upieczenia ciasta, czyli ten nieszczęsny suchy patyczek – ja też tego nie potrafię.
Było pyszne, tylko szkoda, że takie małe. Na drugi dzień zostały dwa kawałki, które zniknęły gdzieś w okolicach godziny 9.45, a zważywszy, że to była niedziela to można śmiało powiedzieć, że bladym świtem.
Jeżeli myślicie, że to koniec historii, to jesteście w wielkim błędzie.
Dzień drugi.
W okolicach wczesnego popołudnia, jakoś po zjedzeniu rosołu i schabowego wołowinki usłyszeliśmy:
– Mamo, tato. Chciałabym coś upiec.
Głos brzmiał identycznie jak dzień wcześniej, sytuacja podobna. I choć w pierwszym momencie miałem wątpliwości, to jednak nie było to żadne tam ‘deja vu’.
– Znowu – zapytałem nieco zdziwiony – naprawdę?
– Tak tato, chcę coś upiec. Może jakieś muffinki?
– Nie czekaj, próbuj – w domyśle: no, ja chętnie spróbuję.
Tym razem padło na łaciate muffinki. Dalej, no wiecie już: fartuszek, mikser, jajka, mąka, piekarnik, foremki, papilotki do muffinek i tak dalej. Zamieszanie, buczenie, nakładanie ciasta jednego i drugiego i buch w piekarnik.
Siedząc na kanapie byłem gotowy do natychmiastowej akcji. Tyle, że po wyjęciu czegoś, co bardzo dobrze pachniało i nieźle wyglądało musiałem jeszcze czekać na jakąś tam czekoladową polewę. Po co? Po co pytam się?
Wytrzymałem.
Jakoś.
Jak wychowywać ‘kuchenne' dziecko
Nic nie przychodzi samo. Albo prawie nic. To, że nasza córka samodzielnie zabiera się za pieczenie to skutek i wypadkowa kilkunastu lat i tysięcy codziennych, pojedynczych sytuacji. I kilku konsekwentnie stosowanych zasad. I oto niektóre z nich.
Po pierwsze
Pozwalaj dziecku pomagać przeszkadzać w kuchni od małego. Tak, większość czynności trwa o wieeeeleeee dłużej. Tak, czasem zamiast dwudaniowego obiadu sił wystarcza na przygotowanie tylko zupy. I tak warto.
Po drugie
Nie przeszkadzaj, niech eksperymentuje.
Po trzecie
Pozwól dziecku działać, ale bądź pod ręką do pomocy.
Po czwarte
Schowaj niebezpieczne narzędzia i sprzęty, przygotuj dziecku przestrzeń do działania. Zostaw w zasięgu ręki i wzroku takie, które może użyć w danym wieku. Bardzo ważne, aby jasno określić reguły co dziecko może, a czego jeszcze nie. Który nóż może, którego nie. Kto włącza kuchenkę, kto włącza piekarnik. Jednocześnie sukcesywnie i najlepiej pod nadzorem pozwalaj na coraz więcej. Dziecko chce się rozwijać, chce być coraz bardziej samodzielne. Warto zapamiętać, że lepiej mądrze pokazywać, niż tylko zakazywać.
Po piąte
Nie wykonuj czynności, zadań kuchennych za dziecko. Powiedz mu, pokaż jak ma zrobić i pozwól działać samodzielnie.
Po szóste
Porządek nie jest najważniejszy w życiu. I przegrywa choćby z dobrą zabawą.
Po siódme
Najlepsza nauka odbywa się przez zabawę. Jeżeli dziecko ma ochotę ‘bawić' się pomagając w kuchni to wykorzystaj sytuację.
Puenta
Nasza 12-latka jest już całkiem samodzielna “kuchennie”. Taką dziewczynę mieć za żonę! Oj, gdziekolwiek i kimkolwiek chłopaku jesteś, będziesz musiał się wykazać, oj będziesz musiał. Także, ten, tego, no, zapamiętaj sobie. Dobrze zapamiętaj.
No, a teraz … smacznego.
PS Macie swoje “kuchenne” zasady dotyczące dzieci? Na jak dużo pozwalacie? Kiedy jest odpowiedni wiek na korzystanie z ostrych noży, miksera, kiedy na samodzielne robienie kanapek i obieranie ziemniaków? Zapraszamy do wymiany doświadczeń i myśli.