Dwa dni z naszego życia. Nic specjalnego, zwyczajnie pięknie.
Zwyczajny weekend
Siedzę niespiesznie rozmyślając przy tlącym się w tle filmie ‘Ida’. To nie jest łatwy obraz. Zrobiony ascetycznie i pięknie. Ciekawe czy znajdzie uznanie i dostanie Oskara? Siedzimy ze znajomymi wpatrzeni w ekran podczas, gdy nasze i ich dziewczyny radośnie i głośno szaleją na piętrze domu. Niedziela powoli dogasa. I zaraz musimy wracać do naszego gniazdka. Poniedziałek coraz bliżej.
Przyszedł mi do głowy pomysł, aby napisać o naszym weekendzie. Zwyczajnym, pełnym prostych spraw. Weekendzie naszej pięcioosobowej rodziny. Nie będzie pełnej, szczegółowej opowieści, będą okruszki. Takie, które pokazują jak … zresztą, kto chce niech czyta dalej. Ciekawe czy Wasze sobotnio-niedzielne aktywności i leniuchowanie wygląda podobnie?
Kawa i YouTube
Leniwa sobota. Kawa przy odbywających się wokół warsztatach filmowych naszej średniej 7-latki angażującej do swoich planów swoją młodszą siostrę. Drżyjcie ‘jutuberzy’, nasze córki nadchodzą.
– Cześć to znowu ja. Dzisiaj pokażę wam kolejny odcinek mojego filmu pod tytułem “Nasz dom”. Tato, a jak się wrzuca filmy na tego …
– Na co?
– Na tego, no … YouTube’a?
Skrycie uśmiecham się w duchu :), a kawa czeka.
Prażona cebulka, sezam i basen
Basen i małe zakupy z wielkim odkryciem. Córka na basen, a w tym czasie wizyta w delikatesach. Młoda radzi sobie w wodzie wyśmienicie. Tym razem pełny styl grzbietowy. I na pewno nie odziedziczyła tego po mnie. Wracam do delikatesów. Do koszyka poleciała przyprawa do posypywania chleba z masłem. Ktoś sprytnie umieścił ją na właściwej półce i znalazła się idealnie przed moimi oczami. Godzinę później wypróbowana. Absolutne odkrycie. Fantastyczne, choć tak proste kanapki. Kromka chleba, masło posypane mieszaniną prażonej cebulki, sezamu, maku i soli. Pyszne. Z miejsca zostałem fanem.
A wieczorem koncert w wykonaniu uczniów ze szkoły muzycznej naszej najstarszej córki. Pięknie, tylko dlaczego w tym kościele jest tak zimno. Wszyscy marzniemy okrutnie. Późny powrót do mieszkania i od razu skok do łóżek.
Poranek niedzielny
Po sobotniej nocy niedzielny leniwy poranek. Pośpiech nie wchodzi w grę. Śniadanie. Ubieranie i pora na wyjście na niedzielną mszę. Tak jak na katoli przystało. Pogoda przyjemna, śnieg zachęcający, a my bardzo powoli suniemy ku świątyni. Droga powrotna nie chce się skończyć. Idziemy chłonąc zimową aurę. Co chwilę któreś z nas obrywa białą śnieżką. Bez pośpiechu dziewczyny szkicują śnieżne rysunki. Wyciągam aparat, łapię kadry, a Mi jak zwykle skutecznie atakuje:
– Tato, teraz ja, mogę ja? Daj mi aparat.
Cudnie zmarznięci docieramy na niedzielny, gorący, domowy rosół. A po rosole pieczeń, żurawina, sałata, winegret i tylko ta kasza… ale niech już będzie, że dobra, bo zdrowa.
Odwiedziny
Niedziela toczy się dalej. Pakujemy się i wsiadamy do naszego ‘złomka’ – nie wiem dlaczego, ale taką nazwę nadały dziewczyny naszemu bolidowi – i jazda na północ. Znajomi już czekają z domem, podwórkiem i małym torem saneczkowym gotowym na śnieżne wygłupy. Dojeżdżamy. Dziewczyny szaleją wyskakując z auta wprost w śniegowe zaspy. Potem zabawa przenosi się do środka. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek zabawa w tym składzie była nieudana. Nie była.
Szkoda, że już
Po kilku godzinach siedzę niespiesznie rozmyślając przy tlącym w tle się filmie ‘Ida’. Przede mną stoi parujący kubek z gorącą herbatą. ‘Ida’ nie jest łatwym obrazem …
Niedziela powoli dogasa. I zaraz musimy wracać do naszego gniazdka.
Szkoda, że już, ale jutro też będzie dzień. I to nic, że poniedziałek. I to nic, że budzik zadzwoni o 6.10. Powalczymy o uśmiech.