Człowiek z lasu znowu dał znać o sobie. I do tego “trzydniowa” leśna randka. Takie wakacje, to ja rozumiem.
Plany
Nasze tegoroczne wakacyjne wyprawy obfitują w zaskakujące (i tajemnicze) niespodzianki. Naprawdę. Jedna z nich to odkrycie rodzinnych śladów w okolicach rezerwatu Czartowe Pole. Wychodzi z tego całkiem niewiarygodna historia, ale to temat na odrębną notkę.
A to przecież dopiero półmetek wakacji. Może powinienem zacząć się obawiać kolejnych wypraw.
To, że jestem, że czuję się jak człowiek z lasu pisałem wielokrotnie. Ciągnie mnie tam jak wilka do … . W lesie czuję się zwyczajnie dobrze. Pewnie dlatego jednym z punktów na naszej wakacyjnej liście życzeń było zlokalizowane w lasach Puszczy Solskiej torfowisko Obary – obecnie rezerwat przyrody. Miejsce, które jak się potem okazało pozwala się odkrywać po 3 dniach poszukiwań – ups trochę zdradziłem zakończenie.
Dzień Pierwszy
Pozbyliśmy się wszystkich córek na dobre, na kilka godzin. Ja na warsztaty muzyczne, Mi z jedną babcią, Ba z drugą, czyli mamy czas dla siebie. Randka w lesie :).
Wsiedliśmy do samochodu. Ja przekonany, że po kilkunastu minutach podjedziemy pod parking leśny i pójdziemy na torfowisko.
Minęło kilkanaście minut i kilkanaście kilometrów, dojeżdżamy na nosa pod dróżkę leśną. Chyba to tu, z duuużym naciskiem na chyba, bo żadnych tablic, drogowskazów nie było. Godzina 17.35, rozglądamy się i widzimy znak “ruch dozwolony do godz. 17.00″…
Strach zwycięża – nie znam zasad panujących w nadleśnictwie i choć mam ochotę spędzić z żoną noc w lesie to pękamy. Nic to, spróbujemy od innej strony, wg mapy – mam ją naszkicowaną w głowie – powinniśmy być całkiem blisko. Podjeżdżamy do sąsiedniej wsi. Rozglądamy się i jest tabliczka:
OBARY 4
Uff chyba się uda. Ruszamy. Jedziemy może 1 km. Żadnych innych oznaczeń i nagle koniec drogi. Koniec. Można wziąć nogi za pas albo rowery – których nie mamy – i ruszyć w las. Robimy kilka kroków wgłąb. Minęła godzina 19.00. Nie uda się. Odpuszczamy. Komary łupią niemiłosiernie i nawet sarenka, która wyskoczyła prawie pod nogi nie przekonuje nas do dalszego ciągu. Koniec randki na dzisiaj. Może jutro?
Dzień Drugi
Nieodkryty rezerwat czeka. Dzieci oddane – udało się podobnie, jak w poprzednim dniu. Godzina 14.00. Startujemy z zamiarem wjechania w tę samą co dzień wcześniej wyasfaltowaną leśną drogę, dzisiaj powinniśmy zdążyć. Wjeżdżamy na własną odpowiedzialność.
Ja oczywiście z mapą naszkicowaną w głowie i z przekonaniem, że kurcze, przecież powinien być parking, musi być oznaczona droga do rezerwatu.
Musi, ale nie ma. NIE MA. Tajemne jakieś to miejsce.
Zaparkowaliśmy samochód pod tablicą informacyjną i mapą całej okolicy. Żadnego śladu jak dotrzeć na torfowisko. Próbujemy sami. Ustawiam wewnętrzny kompas, określam azymut i ruszamy do lasu. Jest pięknie. Ja i żona i las :)
Jest pięknie, ale rezerwatu ani widu, ani słychu. Dochodzimy do końca leśnej drogi, mijamy małe bagienne polany i nic więcej. Zbieramy trochę borówek. Cieszymy się z naszego towarzystwa. Rezerwatu nie ma.
Mija godzina 17.00 i pora wracać. Ciekawe czy ten szlaban na wjeździe rzeczywiście zamykają … Nie zamknęli i w sumie może szkoda. I tak fajna ta leśna randka.
Dzień Trzeci
Zaczynam odczuwać gorycz porażki. Dwa dni i nic. Poddaje się i zaczynam szukać większej ilości informacji. Do cholery, przecież on musi gdzieś tam być. Mapy satelitarne.
Dziewczyny oddane, jak w dwóch poprzednich dniach – dzięki babcie, że jesteście tutaj pod ręką.
Jedziemy. Ja i moja żona :). Szybko dojeżdżamy do „naszej” leśnej drogi i zostawiamy samochód w zaplanowanym miejscu. Plecak, sprzęt, kocyk, woda i ruszamy. W las, we dwoje. Trzeci dzień poszukiwań. Jest godzina 11.00 i szykuje się największy upał. To się nazywa mieć wyczucie czasu. Nadleśnictwo bardzo się postarało o dobrą ochronę rezerwatu, przed turystami również, ale docieramy w końcu.
Jest. Jest. Jest. Rezerwat Obary. Jednak istnieje naprawdę.
A te trzy dni to nie przypadek, o czym dowiedzieliśmy się chwilę później. Przez trzy dni nikogo w lesie nie spotkaliśmy. Nikogo. Nikogo. Weszliśmy na teren rezerwatu, weszliśmy na platformę na torfowisku i co? I po pół godzinie usłyszeliśmy głosy. Dwoje ludzi. Porozmawialiśmy i okazało się, że oni także znaleźli Obary po trzech dniach poszukiwań…
Trzydniowa randka jest lepsza od jednodniowej.
PS Rosiczki pokażemy w kolejnym wpisie – są przepiękne :)