elementarz M. Falski okładka

Bikini i biegówki. Luty jeszcze nie dobiegł do mety, a już wzrasta szum wrześniowy. Po co wysyłać dziecko do szkoły? Co mówi sir?

Koniec

Znaleziska. Kolejna odsłona. Wiedziałem, wiedziałem, że nie uda się zachować regularności. I miałem rację. Przecież prawie zawsze mam rację ;).

Z drugiej strony patrząc ciężko byłoby konkurować z transmisjami z zimowej olimpiady odbywającej się w letnim kurorcie. Wszak ludziom potrzeba i igrzysk i chleba. Może powinni włodarze połączyć zimowe i letnie igrzyska w jedne? I tak niewiele brakowało, aby zobaczyć na trasach biegowych osoby ubrane rozebrane prawie do strojów kąpielowych.

Ale ja nie o tym miałem.

Sześciolatki i nie tylko

Ostatnio zauważyłem spory ruch na parentingowych blogach związany z edukacją, z posyłaniem dzieci do szkół, z operacją „sześciolatki”. Być może to jakieś złudzenie podobne do tego, jak zauważanie wszędzie kobiet w ciąży przez kobiety w ciąży. Niewykluczone, ponieważ nasza średnia Mi we wrześniu – to taki miesiąc tuż po wakacjach – wpada w czarną dziurę obowiązku szkolnego.

Jak macie malutkie dzieci i daleko im jeszcze do szkoły, to nie zrozumiecie, ale ci co nie śpią po nocach myśląc jak to będzie, zrozumieją. Uważam ponadto, że jestem uprawniony do walenia osądami. Jestem, ponieważ nasza najstarsza pannica codziennie rano jest przez ojca odwożona na zajęcia dla piątej klasy. Czarna dziura i już, która wsysa tyle czasu i małych i starych, że na sen brakuje.

Znalezisko

Czy wiecie, że obecny system szkolny powstał na przełomie XIX i XX wieku? Ja wiem, teraz.

Sir Ken Robertson to taki gość, co sporo mówi o edukacji. Pierwszy raz natrafiłem na niego gdzieś koło połowy 2013 roku. Zaciekawił mnie. Mówił o szkole, o nauczaniu, o systemie. Nie mówił jak nauczyciel. Nie chwalił współczesnej systemowej edukacji. Moja wrodzona (może nabyta? kto to wie) skłonność do stawania okoniem przyjęła Sir KR-a bardzo ciepło. Bunt przeciw systemowi – to jest to, co Tomek lubi. Kilka miesięcy później odkryłem coś, co się nazywa Edukacją Domową. Jest to, mówiąc dość ogólnie, pomysł na nie posyłanie dzieci do szkoły, na naukę poza powszechnym systemem edukacji. Poza systemem, ale prawnie wypełniając zobowiązanie do realizacji obowiązku szkolnego. Bardzo ciekawy temat, ogromnie nas fascynuje, choć nam brakuje trochę odwagi (albo większego przekonania) wskoczenia w ED. To nie jest wybór szkoły, to jest wybór sposobu życia.

Oglądamy?

Dzisiaj natknąłem się i od razu obejrzałem ponad 11 minutową animowaną w locie (lubię taką formę) prezentację Pana Robertsona. Pięknie punktuje niedzisiejszość szkolnictwa. I nie chodzi o konkretne szkoły, czy nauczycieli. Chodzi o aktualne założenia całego systemu i zaproponowanie nowego paradygmatu edukacji. Osobiście podpisuję się i rękami i nogami pod tezami płynącymi z prezentacji. Zresztą kto chce to zapraszam:

No i jak posyłać dziecko do tej szkoły, czy może jednak nie? Kto tylko ma ochotę to zapraszam do podzielenia się opinią.

Pin It on Pinterest

Share This