wschod

Druga i ostatnia część relacji. Kościelisko, Gubałówka, Krzeptówki, kamienie, góralskie śpiewy, owce z kozami, Giewont i poranny szron. Bo kościeliskowe spotkania na szczycie to nie tylko sprawki okołoblogowe.

Wstęp, bo tak podobno jest lepiej

Spotkanie, spotkaniem. Blogerki, blogerkami. Fajnie, ale to jednak nie wszystko. Wyjazd w góry, wyjazd z Krakowa to dobra okazja do pooddychania tym lepszym powietrzem. Niezła szansa na pospacerowanie po wąskich uliczkach, uciekanie na pobocze kawałkami bezchodnikowej drogi, zbieranie kamieni i pchanie wózka pod górę.

To był wstęp, bo podobno wszystkie dobre teksty powinny go mieć. Za chwilę przejdę w rozwinięcie. A tak po prawdzie to ten tekst jest pretekstem do pokazania Wam kilku… zdjęć. Cóż jeszcze nie wyrosłem z pretekstów.

Kościelisko

Sobota. Wczesne popołudnie. Nieudawana fajność Reymontówki nie była w stanie nas długo utrzymać na uwięzi. Tym bardziej, że jednak nie padało.

reymontowka dzwonek

reymontówka narciarnia

remontówka ewakuacja

reymontówka uchwyt

reymontówka lampka

reymontówka kubki

reymontowka nakryty stol

Wózek rozłożony. Dziewczyny zebrane i nawet buty zmienione i w drogę. Idziemy przed siebie, bo jak nie teraz to kiedy?

Ledwie po 72 metrach dobiegły naszych uszu tradycyjnie brzmiące śpiewy. Góralskie. Piękne. Zamiast w prawo idziemy w lewo, do źródła, pod parafialny kościół. Trafiliśmy w chwilę, gdy ceremonia ślubna dobiegała końca i przyszła pora na obrzędy podkościelne. Komuś zależało, ktoś się postarał i orszak prezentował się świetnie. Konie, bryczki, samochody, góralskie stroje i ten co nas przyciągnął cudownie wykonywany śpiew jednej i tej samej przyśpiewki. Dwóch górali siedzących na koniach robiło to w sposób absolutnie fantastyczny. Nasze dziewczyny stały jak wmurowane i mogliśmy pójść dalej dopiero po odjechaniu całego orszaku. Poszliśmy.

ślub

Szliśmy. Rysulówką. Trzy razy mijał nas harczący zepsutym tłumikiem motor z ojcem wożącym małego 2-3 letniego smyka. Obaj bez kasków. Dziewczyny zbierały kamienie. Natknęliśmy się na stadko owiec i kóz. Może ktoś wie, bo ja nie wiem, dlaczego trawa rzucana z drogi była dla nich smaczniejsza niż ta, po której biegały. Było spokojnie, cicho i pięknie.

spacer rysulówka

spacer rysulówka 2

spacer kozy i owce

spacer kozy i owce 2

spacer kozy i owce 3

spacer giewont

Wieczór i poranek minęły szybko. Blogerkowe (no więc raczej nie dla mnie) warsztato-spotkania, zabawy, kolacja przy świecach i sen. Zanim słoneczko zaszło niebo zaczęło się oczyszczać z chmur i pojawiły się widoki, które mógłbym oglądać codziennie i ze dwanaście razy na dzień.

zachód

zachód 2

A po nocy ranek jeszcze piękniejszy i z białym szronem na trawie. I w takich chwilach myślę sobie, że oj przydałby się dobry szerokokątny obiektyw.

wschód

Gubałówka

Chyba już tradycyjnie na śniadanie ledwo zdążyliśmy. Czy to jakieś nasze przeznaczenie, żeby permanentnie ćwiczyć spóźnianie? Kolejne ciekawe (tak twierdzi Justyna – ja nie byłem, bo jeszcze nie zostałem blogerką) warsztaty i powoli, powoli pora na pakowanie gratów. Tylko, że my nie zamierzamy już wracać do zasmrodzonego Krakowa. Po kolejnej dobrej rozmowie z Panem Karolem zatwierdziliśmy plan zaliczenia Gubałówki. Co więcej zamierzamy to zrobić bez hardkoru. Samochodem na parking i dalej na własnych nogach.

A jeszcze wracając na chwilkę do Pana Karola i wspominanej Reymontówki to, to jeżeli kiedykolwiek będziecie w tamtej okolicy i jeżeli będziecie szukać miejsca na nocleg to już wiecie gdzie można uderzać.

Jak się bardzo szybko okazało Gubałówka jest miejscem podobnym do Tarnicy czy Zapory Solińskiej. To jest takie miejsce, które należy zaliczyć. Zaliczyć i już tam nie wracać. Budy za budami i po obu stronach drogi. Dużo ludzi i co chwilę przeciskający się pomiędzy samochód – kurcze nie wiedziałem, że aż tylu ludzi tu mieszka i musi dojeżdżać do swoich domków. Na nasze szczęście zdarzały się miejsca, gdzie nie było bud. Dzięki temu mogliśmy choć odrobinę popatrzeć na Tatry. Po drodze kucyki i koń patrzący bardzo smutno. I dotarliśmy do polany przy kolejce szynowej. Tutaj mieliśmy panoramę najwyższych polskich gór jak na dłoni. A z tyłu kilka ton piasku i sztuczne palmy czyli klimatycznie prawie jak w Hollywood.

Kilka zdjęć i wracamy.

gubałówka 1

gubałówka 2

gubałówka 3

gubałówka 4

gubałówka 5

Na koniec

Przed wyjazdem ku Krakowowi dotarliśmy jeszcze na ostatnią msze na Krzeptówkach z nadzieją, że Ba odurzona górskim powietrzem zaśnie, a przynajmniej nie będzie za bardzo rozrabiać. Jakże naiwne to były nadzieje. Miała inne plany. Rozrabiała potrójnie.

krzeptówki giewont

krzeptówki 2

krzeptówki

Po dwóch godzinach i odstaniu swojego w korku na legendarnej zakopiance przywitaliśmy Kraków. Bez wielkiego entuzjazmu. Koniec wycieczki.

Pin It on Pinterest

Share This