Ryzykowny, eksperymentalny post “tylko” dla posiadaczy “mocnych nerwów”. Prawie horror i do tego urodzinowy. I było oko.
Torty
Bywają klasyczne okrągłe, bywają klasyczne piętrowe okrągłe, prostokątne, w kształcie budowli, przedmiotów. Bywają także w kształcie postaci i tych realnych i tych bajkowych. Niektóre są marne i nikt ich nie chce, inne pyszne i wszyscy chcą jeszcze i jeszcze.
Ferbie
Ferbie to taka nie za wielka zabawka. Wszystko jest w porządku dopóki jest wyłączona. Po włączeniu jestem w stanie wytrzymać z tym sztucznym stworem góra 15 minut. Potem zaczynają pojawiać się we mnie niezbyt pokojowe nastroje. Najchętniej wyrzuciłbym to coś na tyle daleko, abym przestał słyszeć wszelkie pochodzącego z tego czegoś odgłosy. Dobrze, że nie mamy stwora takiego w naszej domowej menażerii – dzięki dziewczyny moje.
Urodziny
Kilka dni temu byliśmy na urodzinach, całą naszą piątką. Pewna sympatyczne młoda dama świętowała okrągłe 3 latka. Młoda dama jest fanką ferbiego. Mocno prawdopodobne jest, że z czasem jej przejdzie, ale to z czasem.
Wiadomo wszak, że jednym ze stalowych punktów imprezy urodzinowej jest zdmuchiwanie świeczek na torcie. Był tort, były świeczki, było zdmuchiwanie. Sam tort nie był klasyczny, nie był kwadratowy, ale był słodki i całkiem smaczny. Ferbie taki – dosłownie.
Potem zaczął się horror. Tego ferbiego należało rozkawałkować i zjeść. Jedno ucho, drugie, jedno oko, drugie oko … głowa na pół … smacznego.
A tak to wyglądało: