Kraków. Znowu Kraków :) i tym razem znad wody. Chodźcie z nami na wieczorny spacer. A jak ktoś nie lubi zdjęć, to niech nie wchodzi.
Po prostu
Zastanawiałem się dobrą chwilę jak zacząć i jak uzasadnić tę notkę. I wiecie co? Doszedłem do wniosku, że nie wszystko musi mieć swoje super uzasadnienie. Odpuszczam. Będzie flow i zdjęcia. Lecimy.
Nad Wisłę (i super żona)
Wieczór już późny, słoneczko prawie za horyzontem. Wpadam na pomysł, aby wyskoczyć nad Wisłę i upolować garść kadrów (no w końcu mam jeszcze do dyspozycji E-M1). Justynka podchwyca i mówi:
– Pewnie, jedź.
(Fajna jest prawda? Ona zostaje z usypianiem Ba na głowie – co jest zwykle dość karkołomnym zadaniem – a mnie wypuszcza w miasto)
– A może zabrałbym Mi ze sobą? Oczywiście jak sama zechce
– Tak, weź ją ze sobą.
– Mi jedziesz ze mną?
– Tak – i usmiech :)
– Przebierz się, weź bluzę, bo będzie juz chłodno i jedziemy.
Spacer
Pojechaliśmy.
Dojechaliśmy na Salwator, zostawiliśmy samochód, zeszliśmy nad Wisłę i ruszyliśmy w kierunku Wawelu. Prawie dwie godziny. Solidny spacer. Sam na sam z dzieckiem (a przecież to jeden z moich punktów na ojcostwo :) ).
Zdjęcia układam w kolejności chronologicznej naszego spaceru.
I jak to mówią słowianie: endżoj.
(Kurcze, ten Kraków to naprawdę jest całkiem ładny :) )
PS Jak mnie Justyna wypuści to dzisiaj mam w planach nocny Kazimierz :). Ktoś się wybiera?