Czy w dzisiejszym świecie następuje przewartościowanie wartości? Czy niektóre z nich schowamy do lamusa, by nie drażniły naszych sumień?
Ktoś wyświadcza mi bezinteresowną przysługę, a mnie to dziwi, o co chodzi?
Jakiś czas temu pisałam o moich przejściach lekarsko – rehabilitacyjnych (Inni mają gorzej, wszystko w porządku). Wspominałam wtedy o koleżance koleżanki, która przyczyniła się w znacznej mierze do tego, że mogłam coś z moim obolałym i unieruchomionym barkiem zrobić. A było to tak:
Zadzwoniłam do Kasi za namową koleżanki-rehabilitantki z rodzinnego miasta:
– Jak wrócisz do Krakowa, to zadzwoń do Kaśki, może chociaż raz da radę zmienić ci tapy (takie taśmy, jak u sportowców)
Kasię kojarzyłam z liceum, ale bliżej się nie znałyśmy. Zadzwoniłam. Nieśmiało zapytałam, czy mogłabym do niej podjechać. Kasia przyjechała do mnie, obejrzała, powkładała boleśnie palce tu i tam i obkleiła tapami. Wypytała o całą wędrówkę po lekarzach i o nic nie proszona powiedziała tak:
– Załatw sobie skierowanie, a ja zobaczę co się da zrobić.
Załatwiłam skierowanie. Kasia sama po nie przyjechała, po kilku dniach zadzwoniła z informacją, kiedy mam się stawić na turnus.
Dlaczego tak rozpisuję się o błahej historii? Ano dlatego, że zachowanie Kasi mnie zaskoczyło i zdziwiło. Bezinteresowność. Po jakiego grzyba dziewczyna, która ledwo mnie kojarzy, kombinuje jakby mi tu pomóc, angażuje swój czas i dokłada sobie dodatkowych obowiązków i spraw, o których musi pamiętać i które musi załatwić??
A później zaczęłam się zastanawiać, dlaczego mnie taka postawa aż tak zaskoczyła i zdziwiła.
Bezinteresowność – przeżytek
Poczułam zdziwienie, bo spotkać w obecnych czasach, kogoś kto komuś obcemu (nie z rodziny lub bliskiemu przyjacielowi) chce bezinteresownie pomóc, to jak wygrać w toto lotka. Bezinteresownie, nie licząc na żaden rewanż, a co więcej w taki sposób, który wymaga wysiłku i dodatkowej pracy. Chce pomóc z własnej inicjatywy – nie poproszony o pomoc. Poczułam zdziwienie, bo chyba wszyscy, ja też, przyzwyczailiśmy się i zaakceptowaliśmy fakt, że bezinteresowne gesty to coś, co się zdarza wyjątkowo rzadko. Nie twierdzę, że ludzie sobie przestali pomagać. Nie, ale często pomoc jest grzeczną wymianą przysług: ja ci coś, ty mi coś, albo wiąże się z milczącym oczekiwaniem rewanżu, albo jest inwestycją w przyszłość: zrobię to dla niego – a nóż kiedyś będzie sytuacja, że się to przyda.
– Wiesz Krzysiek, kiedyś mówiłeś, że znasz kogoś, kto może pożyczyć strój krakowski – potrzebuję dla mojego Jasia na przedstawienie.
– Ok, możemy podjechać, nie powinno być problemu.
A z tyłu głowy Krzyśka myśl: Jasiek, to kolega z klasy mojego syna. Jakoś z większą śmiałością będę teraz dzwonił z prośbą o wysłanie lekcji mailem, pożyczenie zeszytów itp.
Choćby najmniejszy interes, ale żeby coś dla siebie uszczknąć.
Bezinteresowność=naiwność=frajerstwo??
Czy nie jest tak, że zaczęliśmy traktować bezinteresowność jako swoistą formę naiwności? Świat jest bezlitosny, musimy się rozwijać, inwestować w siebie, bo inaczej zostaniemy wysadzeni na najbliższym przystanku. Praca, dom, dzieci, tysiące spraw i obowiązków – jesteśmy usprawiedliwieni. Pewnie, że są organizacje charytatywne, że słyszymy o wolontariuszach w hospicjum, ale bywa też zebranie w szkole, gdzie na pytanie kto zaangażuje się w organizację imprezy klasowej zapada niezręczna cisza. Wiem, jest Szlachetna Paczka, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy i zbiórki pod kościołami. Super, że są, bo przypominają, ale poza nimi jest jeszcze cała codzienność. Czy stać nas jeszcze na danie czegoś z siebie, ot tak bez żadnego interesu, kiedy jest nam to nie na rękę, kiedy wymaga to od nas wysiłku? Bezinteresowność=frajerstwo?
Żeby nie było, że się czepiam wszystkich na około:
Ostatnio zrobiłam wiosenne porządki w szafach naszych dziewczyn. Nazbierały się okazałe trzy pudła za małych już ubrań i butów po Ba: nie specjalnie zniszczonych, dobrych jakościowo. W głowie krążyła natrętna pamięć o kimś, kto nie ma pracy, mieszka w Krakowie i ma kilkumiesięczną córkę. No ale, trzeba jakoś zdobyć kontakt do tej osoby, później umówić się, znaleźć termin, a przecież jest allegro…
Niby proste…. A jednak nie takie proste.
Jak byłoby piękniej i łatwiej, gdyby mnie i ciebie częściej było stać na danie czegoś z siebie, bez oczekiwania czegoś w zamian.
Ubranka trafiły do małej Hani, tym razem wygrało to, co wartościowsze.